Cytat:

Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej. Z tą wiarą lżej im, będzie żyć i umierać.

— Wisława Szymborska

środa, 16 lutego 2011

Rozdział 1

    Pierwsze promienie słońca pojawiły się stanowczo za wcześnie. Naruto spojrzał na budzik, który wskazywał szóstą trzydzieści. Słysząc dochodzący z kuchni hałas, wiedział już, że nie ma co liczyć na dłuższe wylegiwanie się w łóżku. Wstał więc, ruszył do łazienki i przemył twarz zimną wodą. W jego niedużym, acz przytulnym, utrzymywanym w kolorach pomarańczy i żółci pokoju, panował istny chaos. Ubrania porozrzucane były dosłownie wszędzie, przez co ciężko było dopatrzeć się połyskujących, drewnianych paneli podłogowych, o niebieskim dywanie nie wspomniawszy. Blat biurka przysypany był zaś pustymi paczkami po chipsach, cukierkach i żelkach, a gdzieś koło łóżka walały się opakowania po ramenie błyskawicznym, które chłopiec jadł wczoraj na kolacje.
    – Przydałoby się tutaj nieco posprzątać – mruknął zrezygnowany, gdy po dziesięciu minutach z wielkim trudem udało mu się wreszcie odnaleźć w stercie ubrań swój szkolny mundurek. Biorąc głębszy wdech, zaczął odgarniać wszystkie koszule i spodnie w jeden kąt. Po chwili spojrzał na swoje dzieło z wyraźnym zadowoleniem. – Gotowe – uśmiechnął się dumny ze swojego porannego wyczynu. Najwyraźniej postanowił zignorować fakt, że posiada w pokoju szafę i komodę, które zakupione zostały właśnie po to, by trzymać w nich ubrania. Spojrzał jeszcze przelotnie na biurko i niepościelone łóżko, ale wzruszył tylko ramionami w lekceważącym geście. – Resztą zajmę się... kiedyś.
    Tak jak podejrzewał, Jiraya próbował zrobić śniadanie. Walczył z patelnią i z co jakiś czas przygasającym gazem na starej kuchence, za punkt honoru obrawszy przygotowanie omleta. Naruto widząc jego nieprzynoszące pożądanego efektu starania, postanowił się nad nim zlitować. Podszedł bliżej i poklepał mężczyznę po ramieniu, dając do zrozumienia, że on zajmie się resztą. Jiraya nie stawiał oporu przed oddaniem w ręce chrześniaka wykończonej drewnem rączki patelki, nie wyglądał jednak na zadowolonego.
    – Poradziłby sobie sam – uniósł dumnie podbródek z kilkudniowym zarostem.
    – Oczywiście – zgodził się z nim dla świętego spokoju. Naruto doskonale wiedział, że jego opiekun od kilku dni jest niczym chodząca bomba zegarowa i w duchu żywił nadzieję, że nie będzie go w pobliżu, gdy ta bomba wreszcie wybuchnie. – Wrócę dzisiaj trochę później, zamierzam iść z chłopakami z klasy na piwo.
    – Więc weź ze sobą klucze bo może mnie nie być.
    Naruto przytaknął. Często zdarzało się, że Jiraya wybywał z domu na całą noc. Nie przeszkadzało mu to, ponieważ znał naturę swojego opiekuna. Jiraya był mężczyzną, który nienawidził poczucia uwięzienia i zobowiązania, a od dobrych czterech dni jego edytorka pilnowała, aby nie opuszczał domu i każdą wolną chwilę przeznaczał na pisanie. Teraz jednak, kiedy mężczyzna skończył wreszcie manuskrypt, a Maya opuściła ich skromne cztery kąty, Jiraya mógł wreszcie odetchnąć i pozwolić sobie na chwilę relaksu.
    Kiedy obaj zjedli śniadanie, Naruto chwycił szkolną torbę i pomaszerował wolno na przedpokój, gdzie ubrał swoje ulubione, znoszone trampki i otworzył drzwi.
    – Wychodzę!
    – Uważaj na siebie! – usłyszał odpowiedź dobiegającą z łazienki. Nie czekając już na nic, opuścił mieszkanie.

    Naruto przekroczył próg klasy 2-3 punktualnie o godzinie ósmej. W momencie gdy głośny, raniący uszy dzwonek szkolny przewał poranną ciszę, chłopak usiadł na swoim miejscu, w przedostatniej ławce pod oknem, i westchnął ciężko.
    – Coś ty taki nie w sosie? – zapytał Kiba, odwracając się do niego przodem.
    Inuzuka Kiba był rozczochranym szatynem, w którego słowniku osobistym nie występowało słowo „cisza“. Lubił dużo mówić i opowiadać niewybredne żarty, a jego wrodzona ciekawość niekiedy podchodziła pod wścibstwo.
    Znali się od miesiąca, mimo to, Naurto mógł bez wahania nazwać go swoim przyjacielem.
    – To był ciężki tydzień – westchnął. – Jiraya musiał skończyć manuskrypt do swojej nowej powieści erotycznej. Żeby go dopilnować, Maya przesiadywała u nas niemal bez przerwy, co strasznie go irytowało. Kiedy więc Maya wychodziła, Jiraya wyładowywał swoją złość na wszystkich i wszystkim. W konsekwencji, to na mnie spoczywał obowiązek gotowania, prania i sprzątania oraz niańczenia starego, zdziecinniałego zboczeńca - wyjaśnił na jednym wdechu.
    Kiba zachichotał, ale po chwili umilkł, gdy do sali weszła nauczycielka geografii.
Kurenai ubrana była niezobowiązująco, aczkolwiek elegancko. W zwiewnej, morelowej sukience prezentowała się bardzo dobrze, nic więc dziwnego, że pomimo wieku posiadała takie powodzenie wśród męskiej części uczniów jak i nauczycieli.
    – Dzień dobry – przywitała się z lekkim uśmiechem. – Mam nadzieję, że wszyscy przygotowaliście się do testu.
    Po sali rozniosły się jęki niezadowolenia.
    – To dzisiaj!? – krzyknął Kiba, wstając gwałtownie ze swojego miejsca. – Myślałem, że test miał być w piątek!
    – Dziś jest piątek, Inuzuka – przypomniał kobieta.
    Kiba opadł zrezygnowany na krzesło, czołem uderzając w ławkę.
    – Kiedy skończycie, podajcie kartki do przodu – przemówiła nauczycielka, gdy przed każdym uczniem leżała biała karta A4 z dwudziestoma pytaniami. – I nie zapomnijcie się podpisać – dodała, patrząc znacząco w kierunku Kiby.

    – Czas minął – oznajmiła Kurenai, spoglądając na zegar wiszący na drugim końcu sali. – Odłóżcie długopisy.
    – Jak ci poszło? – usłyszał po chwili głos swojego przyjaciela. Wyrwany z rozmyśleń spojrzał na niego lekko zamroczony. – Nie łam się – pocieszył go Inuzuka, kładąc mu dłoń na ramieniu w geście pocieszenia, najwyraźniej mylnie interpretując jego reakcje. – Na pewno nie poszło ci aż tak źle.
    Ktoś prychnął cicho, więc Naruto obejrzał się za siebie. Mógł się domyśleć, że siedzący za nim szanowny pan Uchicha Sasuke nie zmarnuje okazji, żeby pokazać, co o nim myśli.
    – Boli cię gardło? – zapytał niewinnie, posyłając mu pełne udawanego współczucia spojrzenie. – Ciągle tak prychasz i chrząkasz, że zaczynam się o ciebie martwić.
    – Ja też zaczynam się o siebie martwić, bo odkąd zmuszony jestem siedzieć tak blisko ciebie, boję się, że twoja głupota może przejść na mnie – odgryzł się obojętnym tonem, po czym odwrócił wzrok w stronę okna.
    Naruto nie lubił tego aroganckiego, pewnego siebie i obojętnego na wszystko chłopaka. To była niechęć od pierwszego spojrzenia.

    Naruto spieszył się do szkoły, nie chcą spóźnić się już pierwszego dnia. Ponieważ wczoraj do później godziny czytał mangi, które pożyczył od swojego młodszego sąsiada - Konohamaru - zaspał i nie zdążył zjeść śniadania. Po drodze wstąpił więc do piekarni, która została otwarta tydzień temu w pobliżu dwupiętrowego budynku, w którym razem z Jirayą wynajmowali mieszkanie. Z kupionym kilka minut wcześniej pączkiem w ręku, pobiegł w kierunku tylnego wejścia do sali gimnastycznej, gdzie odbyć miał się krótki apel. 
    Nagle na kogoś wpadł i z impetem wylądował na ziemi. Z cichym sykiem zaczął pocierać obolałą kość ogonową. Dopiero gdy usłyszał wiązankę przekleństw dochodzącą z boku, spojrzał na człowieka, który w jego mniemaniu odpowiedzialny był za jego bolesny upadek.
    Stojący nieopodal biało-włosy chłopak z fioletowymi szkłami kantatowymi, wybuchnął salwą śmiechu. Co jak co, ale nie często widuje się wielkiego Uchihe powalonego na ziemię, z lukrowym pączkiem na twarzy.
    – Zamknij się, Suigetsu – warknął Sasuke przez zaciśnięte zęby, podnosząc się.

    Pączek, którego Naruto miał nadzieję zjeść na śniadanie wylądował na trawie, by po chwili zostać podeptanym przez czarne gany Uchihy.
    – Co ty, kurwa, robisz!? – krzyknął oburzony. – Czy ty wiesz jaki jestem głodny!? – czarno-włosy chłopak spojrzał na niego z mordem w oczach i ruszył w jego kierunku z zaciśniętą pięścią. To była ostatnia rzecz, jaką Naruto zdążył zapamiętać, zanim owa pięść nie spotkała się z jego twarzą.


    – Co jest? – Kiba potrząsnął nim, po raz drugi tego dnia przerywając jego rozmyślenia. – Mówię do ciebie i mówię, a ty nic.
    – Sorki, zamyśliłem się – odparł zgodnie z prawdą. Widząc jednak jak Inuzuka otwiera usta by zadać kolejne pytanie, postanowił go ubiec. – Co z tą dzisiejszą imprezą?
    – Zaczyna się o szesnastej – do ich konwersacji dołączył się Shikamaru, który siedział w ławce obok Kiby. – Że też to musi być dzisiaj – westchnął.
    – A co, miałeś inne plany? – zaciekawił się Inuzuka.
    – Ta, pewnie panował przespać całe popołudnie – wtrącił Naruto, a widząc minę kolegi, zrozumiał, że trafił w dziesiątkę.
    – A żebyś wiedział – mruknął brunet, powracając do przerwanego wcześniej zajęcia, czyli drzemania z głową na twardym blacie szkolnej ławki.
    Naruto i Kiba spojrzeli na siebie porozumiewawczo po czym zaśmiali się głośno, zdobywając uwagę wszystkich obecnych w sali.
    – Odkąd związał się z Temari stał się strasznie potulny – Kiba pokręcił zrezygnowany głową. – Ja nigdy nie dam się wrobić w żaden związek – poprzysiągł z powagą. – Baby są takie... – szukał odpowiedniego określenia.
    – Kłopotliwe – dokończył za niego Shikamaru, na co dwójka jego klasowych kolegów ponownie zaniosła się śmiechem.
    Naruto wbił wzrok w obłoki wolno sunące po błękitnym nieboskłonie. Nie słyszał już głosu Kiby, ani Shikamaru. Nie spostrzegł nawet kiedy przerwa dobiegła końca i rozpoczęła się kolejna nudna lekcja. Myślami był daleko, zastanawiając się, czy pójście na dzisiejszą imprezę jest rzeczywiście dobrym pomysłem.

~

Rozdział zajął mi prawie trzy strony w AbiWordzie. Mam nadzieję, że kolejny będzie jeszcze dłuższy, ale musicie mi dać czas na zdobycie wprawy. Mam nadzieję, że błędów nie ma zbyt wielu, a jeśli są, to dajcie znać jak je wyłapiecie - na pewno poprawię.
Pozdrawiam.

wtorek, 15 lutego 2011

Prolog.

    Blond-włosa dyrektorka była w każdym calu nienaganna, urodziwa i sprawiała wrażenie osoby inteligentnej. Naruto nie widział dotąd równie zadbanej kobiety po czterdziestce.
   
Podpisz tutaj – idealnie wypiłowanym, pomalowanym na krwistą czerwień paznokciem wskazała odpowiednią stronę.
    Niewiele brakowało, żeby zaczął chichotać.    

    W miejscu, w którym pani szanowna koleżanka narysowała ołówkiem krzyżyk? - zapytał z lekko uniesionym kącikiem ust. Kiedy złożył zamaszysty podpis, odłożył długopis na blat biurka.
   
Wybacz, nie chciałam potraktować cię protekcjonalnie, Naruto-kun – odezwała się Shizune, najwyraźniej po czasie zorientowawszy, jaką gafę popełniła. Nie można jej było jednak winić za przezorność.
   
Spokojnie, wcale tak tego nie odebrałem – zapewnił ją szczerze.
   
Mam nadzieję, że szybko zaaklimatyzujesz się w naszej placówce – westchnęła Tsunade. Nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą.
   
Dziękuję – odparł Naruto. Miał nadzieję, że nie sprawia wrażenia zbyt pewnego siebie czy wręcz zarozumiałego lub aroganckiego. Te cechy charakteru były mu zupełnie obce.
    Sięgnął po kopie dokumentów, która przeznaczona była dla niego i z wdzięcznością uśmiechnął się do Tsunade. Podczas całej sprawy z transferem do nowej szkoły dużo mu pomogła. Co ważniejsze zachowała dyskrecję, za co był jej szczególnie wdzięczny.

    Szedł ulicą, na którą kładły się długie cienie. Słońce zachodziło, a na perłowym tle nieba odcinały się czarne sylwetki drzew. 

    Przystanął na moment, gdy mijał wystawę sklepową. Na tafli szkła malowało się jego odbicie. Przyjrzał się sobie krytycznym wzrokiem, najwięcej uwagi poświęcając twarzy naznaczonej bliznami. Oba policzki szpeciły poziome linie, cienkie i delikatne, przywodzące na myśl kocie wąsy. Wiele dziewcząt sądziło, że nadają mu uroku. Dla niego jednak owe blizny były po prostu pamiątką, trwałą i przykrą. Przywoływały bowiem wspomnienia, które mimo upływu czasu, wciąż bolały. 
     Przeszłość jest tatuażem – przypomniał sobie słowa znanej mu piosenki. Nikt jej nie zmaże.
    Ile by dał, aby móc zapomnieć? Ile by dał, aby móc się cofnąć, by móc ponownie stanąć przed wyborem, tym razem jednak obierając inną drogę? Wszystko co miał. 
    Jego ponure rozmyślenia przerwał dźwięk dzwonka. Głośna melodia i gruby baryton wokalisty jednego z rockowych zespołów przykuł uwagę kilkoro przechodniów, którzy zaszczycili go zniesmaczonymi spojrzeniami, niemal wrogimi. Zignorowawszy to, sięgnął do kieszeni spodni, skąd wyczuwał delikatne, acz wyczuwane wibracje. Nacisnąwszy zielony przycisk na komórce, przyłożył ją do ucha.
    Załatwiłeś już wszystkie formalności? zapytał jego rozmówca, w którym Naruto rozpoznał swojego prawnego opiekuna.
    – Tak, twoja przyjaciółka, Tsunade, zajęła się dla mnie wszystkim zapewnił.
    – Mówiłem ci, że z niej równa babka. – W słuchawce rozbrzmiał ochrypły śmiech. – Dobra, ja wracam do mojej niezwykle ważnej pracy, bo inaczej wiedźma przyleci na miotle i rzuci na mnie zły urok jęknął niezadowolony mężczyzna, rozłączając się. 
    Naruto uśmiechnął się pogodnie, kiedy zrozumiał, co jego opiekun miał na myśli. Jiraya był pisarzem, zobowiązanym trzyletnim kontraktem z niewielkim wydawnictwem. Edytorka, która odpowiedzialna była za pilnowanie wszelkich terminów, na co dzień mogła uchodzić za piękną i delikatną kobietę, ale zarówno Naruto jak i Jiraya zdążyli się przekonać, że w tym drobnym ciele zamieszkuje iście przerażający demon. Jiraya jej szczerze nie znosił, odkąd w przypływie złości wyrzuciła jego ulubione pisemko dla dorosłych, który mężczyzna z zapartym tchem studiował, zamiast kończyć pisanie manuskryptu.
    Naruto zaśmiał się na to wspomnienie i już w dużo lepszym nastroju ruszył w kierunku mieszkania. To był długi i niezwykle męczący dzień, a chłopiec był przekonany, że jutrzejszy będzie jeszcze gorszy. Jutro bowiem wypadało rozpoczęcie roku szkolnego, a co za tym idzie, rozpoczęcie nowego życia.

~

Jak widać mam bardzo prosty styl pisania. Pomysł na fabułę jest równie prosty co konstrukcja rosyjskiego cepa, więc nie liczcie na jakieś wielkie zawiłości i oryginalność. Postaram się przedstawić jednak wszystko tak, aby wydało się interesujące. Za błędy przepraszam, ale nie betuje swoich opowiadań.
Pozdrawiam.