Cytat:

Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej twierdzą, że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej. Z tą wiarą lżej im, będzie żyć i umierać.

— Wisława Szymborska

środa, 24 sierpnia 2011

Rozdział 4

    - Morderca! Zabiłeś go! w kółko słyszał powtarzające się słowa, wykrzyczane przez kobiecy, przerażony głos. Zewsząd otaczała go jedynie nieprzenikniona ciemność, ale, oczyma wyobraźni, widział ją, pochyloną nad nieruchomym ciałem, jej blond loki targane chłodnym wiatrem, jej bladą, zapłakaną twarz. Morderca!
    Usiadł gwałtownie, jak smagnięty biczem. Zaczerpnął tchu, jakby dopiero co wynurzył się z lodowatej toni. Co noc to samo. Ten sam sen, powtarzający się bez ustanku. Okropny niezmazywalny tatuaż, jaki przeszłość wyryła na jego psychice.
    Nigdy nie nie zdoła zapomnieć.

*

    Naruto nigdy nie lubił poniedziałków. Spowodowane to było przede wszystkim faktem, iż trzeba było wrócić do szkoły po wspaniałym weekendzie, który, jakże by inaczej, Naruto spędzał na czytaniu mang i pochłanianiu zatrważających ilości ramenu. Tym razem jednak jego niechęć była jeszcze większa niż zwykle. Wiązało się to przede wszystkim ze wspomnieniami o piątkowej imprezie, którą, zamiast przebalować do rana, odsypiał z pulsującym bólem głowy, który bynajmniej nie był wywołany kacem.
    Zagryzł wargę, wpatrując się w swoje lustrzane odbicie. Miał podkrążone oczy i niezdrowo bladą cerę, na której jego stare blizny wydawały się być znacznie bardziej widoczne i Naruto miał wrażenie, że świecą niczym neony, układając się w zdanie "O tak, patrzcie na nas!".
    Całości żałosnego wyglądu dopełniał bandaż, którym Gaara obwiązał jego głowę i lewą rękę, od nadgarstka, aż po sam bark. Blondyn nie był z tego powodu zachwycony, tym bardziej, że jego rany na ciele okazały się znacznie mniej poważne, w porównaniu do ran, jakie odniosła jego męska duma. Nie mógł się jednak skarżyć, ponieważ uparty Gaara to drażliwy Gaara, a perspektywa kłótni ze swoim najlepszym przyjacielem nie była zachęcająca.
    Z westchnieniem zjadł śniadanie w postaci rozmiękłych płatków zbożowych. Od dwóch dni nie widział się z Jirayą, bo mężczyzna wychodził z domu wczesnym rankiem i wracał późnym wieczorem, gdy Naruto już spał. Nie martwił się o swojego opiekuna, bo przywykł już do podobnego zachowania, poza tym, Jiraya zawsze zostawiał kartkę - podając miejsce pobytu i sposób w jaki Naruto może się z nim skontaktować, w razie potrzeby - przypiętą magnesem do lodówki.
    Pod rozpiętą, białą koszulkę od szkolnego mundurka, jak zwykle ubrał pomarańczowy t-shirt z krótkim rękawem.  Do szewek przy spodniach przypiął zaś kilka cienkich, srebrnych łańcuszków. Nie lubił szkolnego mundurka, więc robił wszystko, by czuć się w nim najwygodniej. Zarzucając torbę przez ramię, wyszedł z domu, zakluczywszy za sobą drzwi. Gratulował sobie w duchu pomysłu dorobienia zapasowego klucza. Po tym jak, zaraz po przeprowadzce, Jiraya wybrał się do baru i Naruto zmuszony był spędzić pól nocy pod drzwiami, uzgodnili, że Naruto powinien dorobić sobie klucz od mieszkania, by obaj mogli wychodzić z niego i wracać, kiedy tylko chcą.
    Do klasy dotarł chwilę po dzwonku.
    - Uzumaki, spóźnienie – przywitała go Kurenai, z pogodnym uśmiechem. Widać, ciąża jej służyła. Niestety, wcale nie sprawiała, iż kobieta była ślepa na występki uczniów.
    Jęknął, zajmując miejsce w swojej ławce. To już jego trzynaste spóźnienie w tym miesiącu. Jeśli dalej tak pójdzie, czekać go będzie pogadanka z wychowawcą.
    - Wyglądasz okropnie – dotarł do niego konspiracyjny szept Inuzuki.
    O tak, dowal mi jeszcze.
    - Dziś omówimy zadania, które ostatnio pojawiły się na teście. Shikamaru-kun, czy mógłbyś je rozdać? – wskazała palcem na plik kartek A4, piętrzących się na jej biurku.
    - Jakie to kłopotliwe – mruknął chłopak, ale mimo to wstał i wykonał prośbę nauczycielki. Kiedy dotarł do Naruto, oddając mu jego test, zmarszczył brwi.
    Naruto doskonale wiedział co gnębi jego znajomego, ale bynajmniej nie zamierzał z nim o tym rozmawiać. Wziął więc kartkę bez słowa, nawet nie zerknąwszy na wynik, jaki otrzymał.
    Najwyraźniej znalazł się jednak ktoś inny, kto na owy wynik zerknął.

*

    Sasuke skrzywił się, widząc liczbę trzydzieści, zakreśloną czerwonym pisakiem na białym arkuszu testowym Uzumaki'ego. Jak, na rany Boskie, ktoś tak głupi dostał się do ich szkoły? To pytanie męczyło go już od dłuższego czasu. Do East Konoha, liceum prywatnego, dostać się było bardzo ciężko. Nie tylko ilość miejsc była ograniczona, ale także wstępne egzaminy były niezwykle trudne.
    W przypadku Inuzuki sprawa wyglądała inaczej. Chociaż szatyn był idiotą - w co Sasuke nie wątpił choćby przez ułamek sekundy - potrafił przyłożyć się do nauki, gdy zostawał przyparty do muru. Wszakże, dla nikogo nie było tajemnicą, że chłopak chce zostać w przyszłości weterynarzem, więc, chcąc nie chcąc, musi skończyć studia. Mimo, że oceny Inuzuki były dość marne, na egzaminach semestralnych, od których wyników zależały oceny końcowe z poszczególnych przedmiotów, chłopak zawsze dawał z siebie wszystko.
    Podobnie było z kilkoma innymi osobami z ich klasy.
    Ale nie z Naruto.
    Jak więc, do diabła, zdołał zdać ezgamin wstępny do East Konoha?!
    Sasuke nie uszło uwadze skonsternowanie Nary, gdy ten podawał test blondynowi. Wyglądało na to, że nie tylko on jeden zastanawiał się nad ocenami klasowego błazna.
    Westchnął.
    Odkładając na bok kwestie beznadziejnych wyników Uzumaki'ego, skoncentrował wzrok na jego opatrunkach. Nie wyglądało to aż tak koszmarnie, mimo ilości krwi, jaka polała się w piątkowy wieczór. Nie wyglądało też na to, by blondyn komukolwiek skarżył się na to, w jaki sposób został potraktowany przez młodego Uchihe.
    Oby dotrzymał danego mu słowa, bo inaczej...

*

    Naruto odwrócił się, napotykając parę onyksowych oczu, wpatrujących się w niego z wrogością.
    To go zaskoczyło.
    Uzumaki i Uchiha od początku nie pałali do siebie uwielbieniem, ale pomijając ten jeden raz, gdy, przy ich pierwszym spotkaniu, brunet zapoznał się w nim w mało delikatny sposób, tak naprawdę nigdy się nie bili ani nie kłocili. Czasami rzucali w swoim kierunku zgryźliwe komentarze, ale poza tym, traktowali się nawzajem z chłodną obojętnością. Uchiha go nie lubił, a Naruto nie lubił Uchihy, ale nie można było powiedzieć, że byli wrogami, albo że się nienawidzili.
    Tym bardziej blondyn nie rozumiał, dlaczego Sasuke, w czasie piątkowej imprezy, był w jego stosunku tak bardzo agresywny.
    Wzdrygnął się, gdy po ciele przeszedł go nieprzyjemny dreszcz.
    Czuł, że między nimi coś się zmienia i nie był pewien, czy mu się to podoba, czy nie.

***

    W końcu naskrobałam kolejny rozdział. Tak mnie coś tchnęło. Mam nadzieję, że nie wyszło to tak koszmarnie jak myślę, że wyszło.

    Pozdrawiam.

wtorek, 5 lipca 2011

Rozdział 3

    Naruto został wyrwany z letargu przez nieprzyjemne szarpnięcie. Kątem oka dostrzegł stojącego w drzwiach Neji'ego, który wyglądał jakby ktoś poraził go prądem, ale nie mógł zbyt długo zastanawiać się co też spowodowało szok na twarzy szatyna, bo dziewczyna która do tej pory siedziała mu na kolanach, została brutalnie od niego odciągnięta. Hinata Hyuuga wylądowała z głuchym jękiem na grubym dywanie, tuż obok kanapy, a jej zamglony wzrok dobitnie udowadniał, że nie ma pojęcia co się wokół niej dzieje. Naruto czuł wyrzuty sumienia, że nie powstrzymał jej przed dobieraniem mu się do rozporka, ale trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo zaraz później przyszło otrzeźwienie w postaci pięści - tak znajomej, że rozpoznał jej właściciela niemal od razu. No dobra, może i w owym rozpoznaniu pomogły również glany, które boleśnie zapoznawały się właśnie z jego piszczelą.
    - Co do... – Jego dalsze słowa zostały zagłuszone przez jęk, który wydobył się z jego krtani, gdy Sasuke Uchiha zacisnął pięści na połach jego koszulki, podnosząc do góry. Najgorszy był jednak fakt iż przy owym podnoszeniu, jego uwięzione w bokserkach przyrodzenie, niebezpiecznie otarło się o uda bruneta. I nagle Naruto z całą mocą uświadomił sobie jak dawno nie uprawiał z nikim seksu. A gorący oddech na jego licach i wpatrujące się w niego z intensywnością czarne ślepia bynajmniej nie pozwalały mu o tym fakcie zapomnieć. Pozostało mu jedynie modlić się w duchu, by mu nie stanął.

*

    Tymczasem, błogo nieświadomy stanu, jaki u niego wywołał, Sasuke popchnął chłopaka na stół z taką siłą, iż szkło pękło na niezliczoną ilość kawałków, z towarzyszącym temu trzaskiem i zduszonym okrzykiem Uzumaki'ego. Uchiha był tak bardzo rozeźlony, że nawet nie zważał na paniczne piski dziewczyn, przerażonych widokiem blondyna leżącego na środku pokoju, otoczonego większymi i mniejszymi odłamkami szkła. Potrzebował również dobrej chwili aby zarejestrować iż Neji wraz z jakimś osiłkiem - najpewniej Kankurou nie był pewien, bo nie znał dobrze rodziny No Subaku - próbują odciągnąć go od poszkodowanego chłopaka.
    Opamiętał się dopiero na widok krwi, która sączyła się na, niewątpliwie drogi, dywan.
    - O Boże! – krzyknął ktoś za jego plecami i Sasuke dałby odciąć sobie dłoń, że tym kimś była Sakura Haruto, ale nie odwrócił się by to sprawdzić.
    - Niech ktoś wezwie karetkę! On się wykrwawia! – krzyknął ktoś inny, najpewniej Ino, a w jej głosie pobrzmiewała histeria.
    Jakiś rudzielec podbiegł szybko do Naruto, pomagając mu się podnieść. W jego oczach Uchiha dostrzegł źle skrywaną troskę i mimowolnie zacisnął pięści.

*

    - Nic mi nie jest – mruknął zachrypniętym głosem. Ból rozsadzał mu czaszkę, a przed oczami miał mroczki, ale bynajmniej nie zamierzał jechać do szpitala. Aż tak umierający nie był. Zresztą... Co jak co, ale szpitale zajmowały całkiem wysokie miejsce na jego prywatnej liście rzeczy których najbardziej nienawidził. I coś mu mówiło, że do owej listy będzie musiał dopisać także nazwisko pewnego cholernego gnojka, który wybrał najbardziej drastyczny sposób, by ugasić jego rosnące pożądanie.
    Wstał z trudem, ale zaraz poczuł, że kolana się pod nim uginają i gdy był już święcie przekonany, że za chwilę znów zaliczy spektakularny upadek na oczach wszystkich gości, - jakby jego wcześniejsze lądowanie na stole nie było wystarczająco upokarzające - przed bliskim spotkaniem z podłogą i odłamkami szkła uchroniły go czyjeś silne ramiona. I z niebotycznym zdumieniem odkrył, że należą one do sprawcy jego opłakanego stanu. W pierwszym odruchu chciał go od siebie odepchnąć, ale szybko z tego pomysłu zrezygnował. Powody ku temu były dwa; jeden gorszy od drugiego, ale teraz Naruto ani myślał się nad nimi rozwodzić. Po pierwsze, zapach bruneta był bardzo zmysłowy, tajemniczy i pełen kontrastów. Po drugie - i do tego zmuszony był przyznać się nawet przed samym sobą, choć czynił o z wielką niechęcią - zwyczajnie nie miał w tej chwili siły na żadne przepychanki z kapitanem szkolnej drużyny baseballa. O samym sporcie Naruto nie wiedział wiele, ale wystarczyło iż w każdą środę, wracając ze szkoły do domu, widział jak Sasuke Uchiha w swoim klubowym wdzianku bierze zamach drewnianą pałką i uderza z zadziwiającą precyzją w maleńką piłeczkę, wysyłając ją jakieś dwieście metrów dalej. Nawet nie chciał zastanawiać się nad tym, ile siły wkładał w to Uchiha.
     - Trzeba go opatrzyć – usłyszał tuż nad uchem ten ochrypły, wirujący głos i mimowolnie zaczął się zastanawiać, jak brzmiałby w chwili uniesienia. Szybko jednak skarcił się w duchu. O kim jak o kim, ale akurat o tym palancie - gorącym i piekielnie seksownym, ale jednak palancie - nie powinien myśleć w tych kategoriach. Zresztą, jeszcze do dzisiejszego wieczora był pewien, że oduczył się myśleć penisem. Jak widać, bardzo się mylił.
    - Chodźmy do łazienki, tam jest apteczka – mruknął Gaara, wciąż ciskający gromy w Uchihe. Naruto nie był pewien czy powodem złości rudzielca było to, iż Uchiha odepchnął go gdy pomagał mu wstać, czy może to, że tak zmasakrował jego najlepszego przyjaciela. Dla dobra swej dumy, która i tak po niedawnych wydarzeniach była boleśnie nadszarpnięta, obstawiał przy tym drugim.
    Grzecznie pozwolił poprowadzić się do łazienki na piętrze, jednak bynajmniej niczego swojemu oprawcy nie ułatwiał. Mimo iż czuł się już nieco lepiej (przynajmniej pokój już nie wirował i chłopak nie czuł się jakby został zmuszony do jazdy na Roller Coasterze trzynaście razy z rzędu), wciąż opierał się całym ciałem o prowadzącego go bruneta, przenosząc na niego niemal cały swój ciężar. Z irytacją musiał jednak zauważyć, że Sasuke nie wygląda z tego powodu na kogoś, komu jest ciężko lub niewygodnie. Nawet się nie skrzywił, gdy niemal wnosił go po schodach! Chcąc zrobić mu na złość, jeszcze bardziej powłóczył nogami, przez co ich tempo stało się ślimacze. Kiedy jednak wreszcie doszli do celu, blondyn odetchnął z ulgą. Nie żeby narzekał; w ramionach tego dupka czuł się nadzwyczaj dobrze i bezpiecznie (to ostatnie wydawało mu się nieco paradoksalne, biorąc pod uwagę fakt, iż właśnie przed chwilą został przez owego dupka zmaltretowany), ale obawiał się, że jeśli zbyt długo będzie przebywał tak blisko Uchihy, jego mały, zaniedbany przyjaciel, chowający się pod materiałem bokserek i spodni, znów da o sobie znać. A miał niepokojące przeczucie, że nic dobrego by z tego nie wynikło. Ponieważ, z oczywistych powodów, wizja kolejnej randki z pięścią Sasuke nie bardzo go pociągała, wolał trzymać swoje żądze głęboko w kieszeni. 

*

    Nie bawiąc się w subtelności i bycie delikatnym, zmusił blondyna do zajęcia zaszczytnego miejsca na klapie od sedesu, po czym przeszedł od razu do rzeczy:
    - Niech to, co się dzisiaj wydarzyło, pozostanie między nami – ni to warknął, ni mruknął. A jeśli Uzumaki usłyszał w jego głosie niewypowiedziane "Albo...", to miał słuszność. Gdyby blondyna naszła genialna myśl aby oskarżyć go o napaść... Nie, Sasuke do tego nie dopuści. Ojciec by go chyba zabił. Po tym pamiętnym incydencie sprzed roku, Uchiha Fugaku ostrzegł go, że jeśli jeszcze raz dojdzie go wieść o jego nieodpowiednim zachowaniu, odeśle go do szkoły wojskowej z internatem. A takowa wizja przyszłości nie bardzo uśmiechała się brunetowi, toteż gotów był zrobić wszystko, aby się nie urzeczywistniła.
    - Nie wiem co masz na myśli mówiąc "między nami", skoro zajście widziało przynajmniej piętnaście osób obecnych wówczas w salonie – odparł chłopak, przyglądając się z grymasem swojej pomarańczowej koszulce, ubrudzonej krwią. – Ciekawe czy to puści...- zastanawiał się głośno.
    Sasuke miał nieodpartą ochotę ponownie przypieprzyć temu blondynowi, ale jego słodkie chęci pozostały chęciami, gdyż między nich przepchnął się ten rudy kurdupel, który przez całą drogę na piętro, obrzucał go pogardliwymi i pełnymi złości spojrzeniami. Uchiha domyślił się już, iż jest on najmłodszym z rodzeństwa No Subaku i z odmętów pamięci starał się wygrzebać jego imię, ale okazało się to niezwykle trudnym wyzwaniem. Gura... Gora... Gara... Tak, chyba jakoś tak to leciało...
    Jakkolwiek nazywał się mały wiewiór, najwidoczniej nie był do końca świadomy, z kim zadziera. Kiedy sięgał po apteczka schowaną w białej szafce, tuż nad głową Uchihy, niby to przypadkiem szturchnął go w ramie. Chociaż owy gest nie był wcale silny, nieprzygotowany i zupełnie zaskoczony Sasuke, lekko się zachwiał. Gdyby nie chwycił się w porę zlewu, najpewniej by się przewrócił i rozbił głowę na podłogowych kafelkach.
     - Ty... – zaczął brunet, ale nim z jego ust wypłynęła piękna wiązanka przekleństw pod adresem No Subaku, głos zabrał blondyn, który najwyraźniej wyczuł nadchodzącą burzę.
     - Uchiha, powinieneś już pójść –  oświadczył wyniośle, jakby właśnie wypraszał go z własnego domu. Widząc jednak, że Sasuke nawet nie drgnął, dodał: – Nic mi nie będzie. To tylko zadrapania. To co się wydarzyło pozostanie "miedzy nami".
    Udał, że nie słyszy ironii w ostatnich słowach Uzumaki'ego, po czym z cichym prychnięciem, opuścił pomieszczenie.


***

Nie pisałam dość długo, z powodów osobistych i technicznych. Z tych pierwszych nie zamierzam się tłumaczyć, a co się tyczy tych drugich... Cóż, zwyczajnie klawiatura w laptopie mi się popsuła. Nie mogę w ogóle wciskać myślników (-) i litery 'm' więc muszę bawić się ciągle w 'kopiuj -> wklej' przez co pisanie rozdziałów było dla mnie może nie tyle niemożliwe co nie wygodne i uciążliwe. Póki co powody osobiste na czas wakacji, schowały się do szafy, a powody techniczne zostały po części (choć nie do końca) rozwiązane, więc... Oto nowy rozdział. Niezbyt długi i bynajmniej nie jestem z niego dumna, ale zawsze coś. Cholernie ciężko było mi coś naskrobać po tak długiej przerwie bo zwyczajnie zapomniałam, jak miał ten rozdział w początkowym założeniu wyglądać.

Tak czy siak, przepraszam, że musieliście tak długo czekać.

Tohma - wolałabym abyś nie zakładał od razu jakiej kto jest orientacji seksualnej. Naruto nie jest hetero (i chyba jasno dałam to do zrozumienia w tym rozdziale).
Wedel - bardzo miło czytało mi się Twój komentarz. Ciekawe czemu?~

czwartek, 3 marca 2011

Rozdział 2

    Naruto stał nieopodal eleganckich, spiralnych schodów i próbował wyglądać tak, jakby doprawdy świetnie się bawił, chociaż w środku wszystko się w nim gotowało. Ponieważ była to impreza urodzinowa starszej siostry jego najlepszego przyjaciela, zmuszony był robić dobrą minę do złej gry. Uśmiechał się więc szeroko, za każdą razom gdy dostrzegał, że solenizantka przygląda mu się czujnie znad kieliszka szampana. Zaczynał powoli odnosić wrażenie, że jego twarz zastygła w grymasie tępo uśmiechniętej porcelanowej lalki, jednej z tych, które siedziały na kredensie, chronione cienką, przeźroczystą szybą, by każdy z gości mógł zawiesić na nich oko, ale broń boże żadnej z nich dotykać.
    Przyglądał się swojemu koledze z klasy, Shikamaru, który z miną cierpiętnika pozwalał Temari by co jakiś czas wpychała w niego kolejną porcję tortu czekoladowego, którego chłopak szczerze nienawidził, ale starał się być dzielny i nie robić przykrości wybrance swojego serca.
    Tuż obok, na jednym z obitych beżową skórą foteli, siedział Kankurou - brat Temari i Gaary, najstarszy z trójki rodzeństwa - bujając się w tył i wprzód, w rytm lecącej z głośników rockowej muzyki. W prawej ręce miał piwo niepasteryzowane, w lewej kieliszek czystej wódki i popijał to jeden, to drugu trunek na przemian.
    Dalej, w kącie pokoju, niedaleko stołu z przekąskami, gnieździła się Strefa Zakazana Dla Wszystkich Posiadaczy Penisa, jak to Naruto zdążył w myślach zauważyć, czyli skupisko podchmielonych panienek ubranych w mini spódniczki i cekinowe bluzki. Tańczyły, piły i rozmawiały o jakże istotnych spawach, począwszy od najświeższych ploteczek, na kosmetykach skończywszy. Wśród nich blondyn wypatrzył różowowłosą dziewczynę, z którą chodził do klasy, oraz jej najlepszą przyjaciółkę, z którą nigdy się nie rozstawała, Ino. Obie były bardzo popularne wśród płci przeciwnej i Naruto nie mógł odmówić im urody, chociaż do żadnej nie żywił jakichś cieplejszych uczuć. Sakura Haruno była inteligentna, nosiła modne ciuchy, używała drogich perfum i zdecydowanie miała czym oddychać. Żyć nie umierać, ideał niejednego faceta. Dla niego była jednak tylko mądra i ładna, nie piękna, ani nie genialna, czyli zwyczajnie zwyczajna. Ino, której nazwiska w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć, była przyjaciółką z dzieciństwa Shikamaru i chyba tylko dlatego była obecna na tej imprezie, bo nie od dziś wiadomo, że ona i Temari za sobą nie przepadały. Powód? Obie leciały na Nare.
    W ogrodzie i na tarasie bawiła się hucznie reszta towarzystwa, szczęśliwa i beztroska, otumaniona dymem nikotynowym i promilami we krwi. W drugiej części przestronnego pokoju, którego wystrój przypominał mu żywca wyjęty z ulotki ze sklepu meblowego, którą listonosz zostawił tego ranka w ich skrzynce na listy wraz z rachunkami za prąd, kanapę okupywało pięciu nastolatków, których Naruto znał z widzenia ze szkoły. Większość z nich była znajomymi Kankuro i Temari, tak więc byli starsi i jeszcze bardziej pijani niż reszta towarzystwa. Co jakiś czas zerkali w stronę Strefy Zakazanej, w której Sakura i Ino podrygiwały w rytm jednaj z jego ulubionych piosenek. Chłopcy, jak to chłopcy, rozmawiali na temat zgrabnych tyłków i długich nóg, przyodzianych w buty na wysokim obcasie wszystkich przedstawicieli płci pięknej, jakie stały w drugim końcu salonu. Jeden z piątki siedemnastolatków został nagle zepchnięty z kanapy, a czwórka pozostałych kazała mu iść poderwać którąś z dziewcząt do tańca. Zawstydzony (i najwyraźniej wciąż zbyt trzeźwy na podboje) szatyn pokręcił tylko głową i rzucił się z powrotem na swoje miejsce, tym samym zrzucając z mebla swojego kolegę siedzącego na drugim końcu kanapy. Przyglądając się temu z politowaniem, Naruto poczuł się jak w przedszkolu, kiedy to kolonia chłopców i kolonia dziewczyn wypowiadają sobie wzrokiem wojnę, w której stawką są klocki lego. Tym razem jednak stawką nie miały być zabawki, a ostry seks w jednej z sypialni na piętrze.
    Naruto miał dość. Przyszedł tutaj po to by zachować pozory, ale pomału zaczynał tracić zimną krew. W swoim młodym życiu zdążył brać udział w niejednej podobnej imprezie i doskonale wiedział jak to się skończy: jutrzejszego ranka kilka dziewczyn obudzi się w łóżku u boku faceta, którego imienia nie będą pamiętały, tak jak i tego, w jaki sposób wylądowały z nim w sypialni; kilku chłopaków obudzi się z głową w klozecie i nieprzyjemnym posmakiem w ustach, po całogodzinnym zwracaniu treści żołądkowych; kilka osób wstanie z podłogi lub łóżka lewą nogą, męczony niemiłosiernym kacem i zacznie wyładowywać swój podły humor i gniew na wszystkich w pobliżu. Ale i tak najgorsza była świadomość, że po tej całej cholernej imprezie, na której wcale nie miał ochoty być, ktoś będzie zmuszony posprzątać cały bajzel, jaki goście po sobie zostawią. I wiecie kto będzie w tym nieszczęsnym sprzątaniu pomagał? Właśnie on, ponieważ nie tylko pomagał urządzić to przyjęcie urodzinowe, ale także jest najbliższym przyjacielem Gaary, kolegą Shimaru i Temari oraz starym znajomym Kankurou. I jeśli rodzeństwo No Subaku poprosi kogoś o pomoc, to tym kimś niewątpliwie będzie Naruto, któremu znaczący uśmiech przyjaciela, błagalne spojrzenie koleżanki oraz jęki znajomego nie pozwolą odmówić.
    – Cześć, Uzumaki-san – usłyszał tuż obok słodki, melodyjny głos. Przerwał swoje rozmyślenia, zaszczycając dziewczynę spojrzeniem swoich oczu w kolorze lapis lazui. Skinął głową w geście przywitania, ale nie odezwał się. – Napijesz się czegoś?
    Zmielił w ustach przekleństwo, nie chcąc wyładowywać swojej frustracji na niczemu winnej dziewczynie i odpowiedział najbardziej przyjaznym tonem, na jaki było go w tej chwili stać.
    – Jasne, chodźmy. – Złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku kanapy, którą wcześniej zajmowała piątka siedemnastolatków, teraz przebywających w Strefie Zakazanej, podrywając Sakurę i jej rozchichotane koleżanki. – Masz. – Podał jej jeden z plastikowych, białych kubków, w których znajdowały się drinki autorstwa Kiby, czyli twory podejrzanego pochodzenia, których Temari zakazała rozlewać do kryształowych szklanej jej matki.
    Dopiero teraz Naruto uważnie przyjrzał się swojej towarzyszce. Hinata Hyuuga, przewodnicząca jego klasy i przykładna uczennica, na co dzień była chorobliwie nieśmiała i trzymała się z boku. Naruto szczerze lubił tą niepozorną, drobną brunetkę, głównie za jej naturę. Nie odzywała się za dużo i nie była osobą ciekawską, nigdy więc nie zadawała żadnych niewygodnych pytań ani nie próbowała wchodzić z nim w pozbawione logiki rozmowy o torebkach i kolorach błyszczyków, jak reszta dziewcząt, które znał.
    Z niemałym zdziwieniem odkrył, że teraz ta wstydliwa kujonka ma na sobie króciutkie dżinsy, ledwie zakrywające pośladki i obcisłą, białą bluzkę z rękawem trzy czwarte, której główną ozdobą był sporych rozmiarów dekolt. Jednak o tym, że przewodnicząca nie ubrała dziś stanika, Naruto dowiedział się dopiero trzy drinki później, gdy brunetka usiadła na nim okrakiem, wyzwolona z kajdan nieśmiałości. Najwyraźniej alkohol dodał jej sporo odwagi, bo po chwili pochyliła się lekko, łapczywie wpijając się w jego wargi. Całowała nieporadnie i Naruto był gotów się założyć, że to jej pierwszy w życiu pocałunek. Czując się zobowiązany, postanowił ją poprowadzić, pogłębiając pocałunek. Ich języki splotły się w chaotycznym tańcu. Całowali się długo, aż w końcu niedoświadczonej dziewczynie zabrakło powietrza i oderwała się od niego, z wyraźną niechęcią. Szybko jednak się zrehabilitowała, wplątując dłoń w w jego płowe kosmyki włosów i przygryzając jego lewy płatek ucha ozdobiony kolczykiem.
    Naruto bynajmniej nie zamierzał jej z siebie zrzucić, ale i nie zamierzał odpłacać się jej tym samym. Pozwalał więc aby gładkie dłonie dziewczyny błądziły po delikatnie umięśnionej klatce piersiowej, co rusz wkradając się pod materiał cienkiej, błękitnej koszuli. Sam siedział wygodnie rozwalony na kanapie, w pelnej nonszalancji pozie, sącząc powoli swojego drinka. Nie zamierzał się dzisiaj upijać. Właściwie nigdy nie lubił tracić trzeźwości umysłu, dlatego starał się omijać wszelkie popijawy szerokim łukiem, o ile tylko się dało. Tym razem jednak nawet nie wypadało próbować się wykręcić, a skoro i tak już tutaj był, mógł pozwolić sobie na dwa lub trzy drinki. Bywało oczywiście tak, że jego kumple z klasy wyciągali go czasami do jakiejś dyskoteki, a tam uchlewali się w trupa, ale nie było to częste i zazwyczaj miało jakiś konkretny cel, na przykład pomoc Shikamaru w zapomnieniu o ostrej kłótni z Temari, albo by poprawić humor Kibie, którego kolejny raz rzuciła dziewczyna.

*

    Sasuke zaklął cicho, gdy przestąpił próg domu rodziny No Subaku i pierwszym co zobaczył była dwójka jakichś obcych mu chłopaków, całujących się w przedpokoju. Jeden drugiego ściskał za pośladki, co jakiś czas jęcząc głośno. Byli tak pijani, że Sasuke nie był pewien, czy obaj zdają sobie sprawę, kim jest ta druga osoba, której wkładają język do gardła, ale dla własnego dobra, postanowił się nad tym nie rozwodzić. Wyminął ich, zerkając na zegarek. Była godzina pierwsza w nocy i Sasuke pragnął tylko znaleźć się w swoim ciepłym łóżku i zasnąć z słuchawkami na uszach, tak jak miał w zwyczaju. Usypiany przez mocniejsze i spokojniejsze kawałki rockowe i metalowe, zawsze był w stanie się odprężyć po ciężkim dniu szkoły i kolejnej utarczce z starszym bratem, który doprowadzał go do szału.
    – Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego ja tutaj jestem. – Zwrócił się w kierunku długowłosego szatyna stojącego za nim.
    – Bo ja nie mam samochodu, a ty nie chciałeś mi pożyczyć swojego – odparł tamten. – A że nie mogłeś zostawić kumpla w potrzebie, postanowiłeś wspaniałomyślnie mnie tutaj przywieźć.
    Sasuke miał tylko trzech kumpli, z czego tylko jeden z nich był mu na tyle bliski, aby brunet zaryzykował nazwaniem go przyjacielem. Tym kimś był Neji Hyuuga - wysoki, szczupły siedemnastolatek o długich, ciemnobrązowych włosach i niebieskich oczach, tak niesamowicie jasnych, że niemal mlecznych. Znali się od przedszkola, ale dopiero w liceum trafili do jednej klasy i zaczęli trzymać się razem.
    – Więc znajdź Hinatę i zmywajmy się stąd, mam jutro rano trening.
    – Już ją znalazłem. – Spojrzał w kierunku wskazanym przez szatyna i zdębiał.
    Hinata, młodsza siostra bliźniaczka Neji'ego, a zarazem jedyna dziewczyna, którą do tej pory Uchiha tolerował w swoim towarzystwie, teraz siedziała na kolanach jakiegoś chłopaka, dzieląc się z nim śliną. Co więcej, jej ręce niebezpiecznie majstrowały przy pasku spodni owego chłopaka, czym ten najwyraźniej się nie przejmował, dając jej wolną rękę. Ale najgorsze było to, że tym chłopakiem był nie kto inny, jak Uzumaki Naruto - idiota nad idiotami, który drażnił Sasuke jak mało kto.
    Zalała go nagle fala irytacji. Nie wiedział dlaczego zrobił po chwili to co zrobił, ale ani dziś ani jutro nie zamierzał się nad tym zastanawiać.

***

Alien - dzięki za zwrócenie uwagi na tego nieszczęsnego pączka.
Glloria - nie nazwała bym tego co jest między nimi nienawiścią. I nie martw się, Sasuke nie będzie rodowitym metalem.

Szczerze mówiąc miałam dodać notkę w piątek, ale z powodu braku internetu przez cały weekend, nic z tego nie wyszło. A więc rozdział jest dzisiaj, mam nadzieję, że nie wyszedł tragicznie.

Pozdrawiam.

środa, 16 lutego 2011

Rozdział 1

    Pierwsze promienie słońca pojawiły się stanowczo za wcześnie. Naruto spojrzał na budzik, który wskazywał szóstą trzydzieści. Słysząc dochodzący z kuchni hałas, wiedział już, że nie ma co liczyć na dłuższe wylegiwanie się w łóżku. Wstał więc, ruszył do łazienki i przemył twarz zimną wodą. W jego niedużym, acz przytulnym, utrzymywanym w kolorach pomarańczy i żółci pokoju, panował istny chaos. Ubrania porozrzucane były dosłownie wszędzie, przez co ciężko było dopatrzeć się połyskujących, drewnianych paneli podłogowych, o niebieskim dywanie nie wspomniawszy. Blat biurka przysypany był zaś pustymi paczkami po chipsach, cukierkach i żelkach, a gdzieś koło łóżka walały się opakowania po ramenie błyskawicznym, które chłopiec jadł wczoraj na kolacje.
    – Przydałoby się tutaj nieco posprzątać – mruknął zrezygnowany, gdy po dziesięciu minutach z wielkim trudem udało mu się wreszcie odnaleźć w stercie ubrań swój szkolny mundurek. Biorąc głębszy wdech, zaczął odgarniać wszystkie koszule i spodnie w jeden kąt. Po chwili spojrzał na swoje dzieło z wyraźnym zadowoleniem. – Gotowe – uśmiechnął się dumny ze swojego porannego wyczynu. Najwyraźniej postanowił zignorować fakt, że posiada w pokoju szafę i komodę, które zakupione zostały właśnie po to, by trzymać w nich ubrania. Spojrzał jeszcze przelotnie na biurko i niepościelone łóżko, ale wzruszył tylko ramionami w lekceważącym geście. – Resztą zajmę się... kiedyś.
    Tak jak podejrzewał, Jiraya próbował zrobić śniadanie. Walczył z patelnią i z co jakiś czas przygasającym gazem na starej kuchence, za punkt honoru obrawszy przygotowanie omleta. Naruto widząc jego nieprzynoszące pożądanego efektu starania, postanowił się nad nim zlitować. Podszedł bliżej i poklepał mężczyznę po ramieniu, dając do zrozumienia, że on zajmie się resztą. Jiraya nie stawiał oporu przed oddaniem w ręce chrześniaka wykończonej drewnem rączki patelki, nie wyglądał jednak na zadowolonego.
    – Poradziłby sobie sam – uniósł dumnie podbródek z kilkudniowym zarostem.
    – Oczywiście – zgodził się z nim dla świętego spokoju. Naruto doskonale wiedział, że jego opiekun od kilku dni jest niczym chodząca bomba zegarowa i w duchu żywił nadzieję, że nie będzie go w pobliżu, gdy ta bomba wreszcie wybuchnie. – Wrócę dzisiaj trochę później, zamierzam iść z chłopakami z klasy na piwo.
    – Więc weź ze sobą klucze bo może mnie nie być.
    Naruto przytaknął. Często zdarzało się, że Jiraya wybywał z domu na całą noc. Nie przeszkadzało mu to, ponieważ znał naturę swojego opiekuna. Jiraya był mężczyzną, który nienawidził poczucia uwięzienia i zobowiązania, a od dobrych czterech dni jego edytorka pilnowała, aby nie opuszczał domu i każdą wolną chwilę przeznaczał na pisanie. Teraz jednak, kiedy mężczyzna skończył wreszcie manuskrypt, a Maya opuściła ich skromne cztery kąty, Jiraya mógł wreszcie odetchnąć i pozwolić sobie na chwilę relaksu.
    Kiedy obaj zjedli śniadanie, Naruto chwycił szkolną torbę i pomaszerował wolno na przedpokój, gdzie ubrał swoje ulubione, znoszone trampki i otworzył drzwi.
    – Wychodzę!
    – Uważaj na siebie! – usłyszał odpowiedź dobiegającą z łazienki. Nie czekając już na nic, opuścił mieszkanie.

    Naruto przekroczył próg klasy 2-3 punktualnie o godzinie ósmej. W momencie gdy głośny, raniący uszy dzwonek szkolny przewał poranną ciszę, chłopak usiadł na swoim miejscu, w przedostatniej ławce pod oknem, i westchnął ciężko.
    – Coś ty taki nie w sosie? – zapytał Kiba, odwracając się do niego przodem.
    Inuzuka Kiba był rozczochranym szatynem, w którego słowniku osobistym nie występowało słowo „cisza“. Lubił dużo mówić i opowiadać niewybredne żarty, a jego wrodzona ciekawość niekiedy podchodziła pod wścibstwo.
    Znali się od miesiąca, mimo to, Naurto mógł bez wahania nazwać go swoim przyjacielem.
    – To był ciężki tydzień – westchnął. – Jiraya musiał skończyć manuskrypt do swojej nowej powieści erotycznej. Żeby go dopilnować, Maya przesiadywała u nas niemal bez przerwy, co strasznie go irytowało. Kiedy więc Maya wychodziła, Jiraya wyładowywał swoją złość na wszystkich i wszystkim. W konsekwencji, to na mnie spoczywał obowiązek gotowania, prania i sprzątania oraz niańczenia starego, zdziecinniałego zboczeńca - wyjaśnił na jednym wdechu.
    Kiba zachichotał, ale po chwili umilkł, gdy do sali weszła nauczycielka geografii.
Kurenai ubrana była niezobowiązująco, aczkolwiek elegancko. W zwiewnej, morelowej sukience prezentowała się bardzo dobrze, nic więc dziwnego, że pomimo wieku posiadała takie powodzenie wśród męskiej części uczniów jak i nauczycieli.
    – Dzień dobry – przywitała się z lekkim uśmiechem. – Mam nadzieję, że wszyscy przygotowaliście się do testu.
    Po sali rozniosły się jęki niezadowolenia.
    – To dzisiaj!? – krzyknął Kiba, wstając gwałtownie ze swojego miejsca. – Myślałem, że test miał być w piątek!
    – Dziś jest piątek, Inuzuka – przypomniał kobieta.
    Kiba opadł zrezygnowany na krzesło, czołem uderzając w ławkę.
    – Kiedy skończycie, podajcie kartki do przodu – przemówiła nauczycielka, gdy przed każdym uczniem leżała biała karta A4 z dwudziestoma pytaniami. – I nie zapomnijcie się podpisać – dodała, patrząc znacząco w kierunku Kiby.

    – Czas minął – oznajmiła Kurenai, spoglądając na zegar wiszący na drugim końcu sali. – Odłóżcie długopisy.
    – Jak ci poszło? – usłyszał po chwili głos swojego przyjaciela. Wyrwany z rozmyśleń spojrzał na niego lekko zamroczony. – Nie łam się – pocieszył go Inuzuka, kładąc mu dłoń na ramieniu w geście pocieszenia, najwyraźniej mylnie interpretując jego reakcje. – Na pewno nie poszło ci aż tak źle.
    Ktoś prychnął cicho, więc Naruto obejrzał się za siebie. Mógł się domyśleć, że siedzący za nim szanowny pan Uchicha Sasuke nie zmarnuje okazji, żeby pokazać, co o nim myśli.
    – Boli cię gardło? – zapytał niewinnie, posyłając mu pełne udawanego współczucia spojrzenie. – Ciągle tak prychasz i chrząkasz, że zaczynam się o ciebie martwić.
    – Ja też zaczynam się o siebie martwić, bo odkąd zmuszony jestem siedzieć tak blisko ciebie, boję się, że twoja głupota może przejść na mnie – odgryzł się obojętnym tonem, po czym odwrócił wzrok w stronę okna.
    Naruto nie lubił tego aroganckiego, pewnego siebie i obojętnego na wszystko chłopaka. To była niechęć od pierwszego spojrzenia.

    Naruto spieszył się do szkoły, nie chcą spóźnić się już pierwszego dnia. Ponieważ wczoraj do później godziny czytał mangi, które pożyczył od swojego młodszego sąsiada - Konohamaru - zaspał i nie zdążył zjeść śniadania. Po drodze wstąpił więc do piekarni, która została otwarta tydzień temu w pobliżu dwupiętrowego budynku, w którym razem z Jirayą wynajmowali mieszkanie. Z kupionym kilka minut wcześniej pączkiem w ręku, pobiegł w kierunku tylnego wejścia do sali gimnastycznej, gdzie odbyć miał się krótki apel. 
    Nagle na kogoś wpadł i z impetem wylądował na ziemi. Z cichym sykiem zaczął pocierać obolałą kość ogonową. Dopiero gdy usłyszał wiązankę przekleństw dochodzącą z boku, spojrzał na człowieka, który w jego mniemaniu odpowiedzialny był za jego bolesny upadek.
    Stojący nieopodal biało-włosy chłopak z fioletowymi szkłami kantatowymi, wybuchnął salwą śmiechu. Co jak co, ale nie często widuje się wielkiego Uchihe powalonego na ziemię, z lukrowym pączkiem na twarzy.
    – Zamknij się, Suigetsu – warknął Sasuke przez zaciśnięte zęby, podnosząc się.

    Pączek, którego Naruto miał nadzieję zjeść na śniadanie wylądował na trawie, by po chwili zostać podeptanym przez czarne gany Uchihy.
    – Co ty, kurwa, robisz!? – krzyknął oburzony. – Czy ty wiesz jaki jestem głodny!? – czarno-włosy chłopak spojrzał na niego z mordem w oczach i ruszył w jego kierunku z zaciśniętą pięścią. To była ostatnia rzecz, jaką Naruto zdążył zapamiętać, zanim owa pięść nie spotkała się z jego twarzą.


    – Co jest? – Kiba potrząsnął nim, po raz drugi tego dnia przerywając jego rozmyślenia. – Mówię do ciebie i mówię, a ty nic.
    – Sorki, zamyśliłem się – odparł zgodnie z prawdą. Widząc jednak jak Inuzuka otwiera usta by zadać kolejne pytanie, postanowił go ubiec. – Co z tą dzisiejszą imprezą?
    – Zaczyna się o szesnastej – do ich konwersacji dołączył się Shikamaru, który siedział w ławce obok Kiby. – Że też to musi być dzisiaj – westchnął.
    – A co, miałeś inne plany? – zaciekawił się Inuzuka.
    – Ta, pewnie panował przespać całe popołudnie – wtrącił Naruto, a widząc minę kolegi, zrozumiał, że trafił w dziesiątkę.
    – A żebyś wiedział – mruknął brunet, powracając do przerwanego wcześniej zajęcia, czyli drzemania z głową na twardym blacie szkolnej ławki.
    Naruto i Kiba spojrzeli na siebie porozumiewawczo po czym zaśmiali się głośno, zdobywając uwagę wszystkich obecnych w sali.
    – Odkąd związał się z Temari stał się strasznie potulny – Kiba pokręcił zrezygnowany głową. – Ja nigdy nie dam się wrobić w żaden związek – poprzysiągł z powagą. – Baby są takie... – szukał odpowiedniego określenia.
    – Kłopotliwe – dokończył za niego Shikamaru, na co dwójka jego klasowych kolegów ponownie zaniosła się śmiechem.
    Naruto wbił wzrok w obłoki wolno sunące po błękitnym nieboskłonie. Nie słyszał już głosu Kiby, ani Shikamaru. Nie spostrzegł nawet kiedy przerwa dobiegła końca i rozpoczęła się kolejna nudna lekcja. Myślami był daleko, zastanawiając się, czy pójście na dzisiejszą imprezę jest rzeczywiście dobrym pomysłem.

~

Rozdział zajął mi prawie trzy strony w AbiWordzie. Mam nadzieję, że kolejny będzie jeszcze dłuższy, ale musicie mi dać czas na zdobycie wprawy. Mam nadzieję, że błędów nie ma zbyt wielu, a jeśli są, to dajcie znać jak je wyłapiecie - na pewno poprawię.
Pozdrawiam.

wtorek, 15 lutego 2011

Prolog.

    Blond-włosa dyrektorka była w każdym calu nienaganna, urodziwa i sprawiała wrażenie osoby inteligentnej. Naruto nie widział dotąd równie zadbanej kobiety po czterdziestce.
   
Podpisz tutaj – idealnie wypiłowanym, pomalowanym na krwistą czerwień paznokciem wskazała odpowiednią stronę.
    Niewiele brakowało, żeby zaczął chichotać.    

    W miejscu, w którym pani szanowna koleżanka narysowała ołówkiem krzyżyk? - zapytał z lekko uniesionym kącikiem ust. Kiedy złożył zamaszysty podpis, odłożył długopis na blat biurka.
   
Wybacz, nie chciałam potraktować cię protekcjonalnie, Naruto-kun – odezwała się Shizune, najwyraźniej po czasie zorientowawszy, jaką gafę popełniła. Nie można jej było jednak winić za przezorność.
   
Spokojnie, wcale tak tego nie odebrałem – zapewnił ją szczerze.
   
Mam nadzieję, że szybko zaaklimatyzujesz się w naszej placówce – westchnęła Tsunade. Nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą.
   
Dziękuję – odparł Naruto. Miał nadzieję, że nie sprawia wrażenia zbyt pewnego siebie czy wręcz zarozumiałego lub aroganckiego. Te cechy charakteru były mu zupełnie obce.
    Sięgnął po kopie dokumentów, która przeznaczona była dla niego i z wdzięcznością uśmiechnął się do Tsunade. Podczas całej sprawy z transferem do nowej szkoły dużo mu pomogła. Co ważniejsze zachowała dyskrecję, za co był jej szczególnie wdzięczny.

    Szedł ulicą, na którą kładły się długie cienie. Słońce zachodziło, a na perłowym tle nieba odcinały się czarne sylwetki drzew. 

    Przystanął na moment, gdy mijał wystawę sklepową. Na tafli szkła malowało się jego odbicie. Przyjrzał się sobie krytycznym wzrokiem, najwięcej uwagi poświęcając twarzy naznaczonej bliznami. Oba policzki szpeciły poziome linie, cienkie i delikatne, przywodzące na myśl kocie wąsy. Wiele dziewcząt sądziło, że nadają mu uroku. Dla niego jednak owe blizny były po prostu pamiątką, trwałą i przykrą. Przywoływały bowiem wspomnienia, które mimo upływu czasu, wciąż bolały. 
     Przeszłość jest tatuażem – przypomniał sobie słowa znanej mu piosenki. Nikt jej nie zmaże.
    Ile by dał, aby móc zapomnieć? Ile by dał, aby móc się cofnąć, by móc ponownie stanąć przed wyborem, tym razem jednak obierając inną drogę? Wszystko co miał. 
    Jego ponure rozmyślenia przerwał dźwięk dzwonka. Głośna melodia i gruby baryton wokalisty jednego z rockowych zespołów przykuł uwagę kilkoro przechodniów, którzy zaszczycili go zniesmaczonymi spojrzeniami, niemal wrogimi. Zignorowawszy to, sięgnął do kieszeni spodni, skąd wyczuwał delikatne, acz wyczuwane wibracje. Nacisnąwszy zielony przycisk na komórce, przyłożył ją do ucha.
    Załatwiłeś już wszystkie formalności? zapytał jego rozmówca, w którym Naruto rozpoznał swojego prawnego opiekuna.
    – Tak, twoja przyjaciółka, Tsunade, zajęła się dla mnie wszystkim zapewnił.
    – Mówiłem ci, że z niej równa babka. – W słuchawce rozbrzmiał ochrypły śmiech. – Dobra, ja wracam do mojej niezwykle ważnej pracy, bo inaczej wiedźma przyleci na miotle i rzuci na mnie zły urok jęknął niezadowolony mężczyzna, rozłączając się. 
    Naruto uśmiechnął się pogodnie, kiedy zrozumiał, co jego opiekun miał na myśli. Jiraya był pisarzem, zobowiązanym trzyletnim kontraktem z niewielkim wydawnictwem. Edytorka, która odpowiedzialna była za pilnowanie wszelkich terminów, na co dzień mogła uchodzić za piękną i delikatną kobietę, ale zarówno Naruto jak i Jiraya zdążyli się przekonać, że w tym drobnym ciele zamieszkuje iście przerażający demon. Jiraya jej szczerze nie znosił, odkąd w przypływie złości wyrzuciła jego ulubione pisemko dla dorosłych, który mężczyzna z zapartym tchem studiował, zamiast kończyć pisanie manuskryptu.
    Naruto zaśmiał się na to wspomnienie i już w dużo lepszym nastroju ruszył w kierunku mieszkania. To był długi i niezwykle męczący dzień, a chłopiec był przekonany, że jutrzejszy będzie jeszcze gorszy. Jutro bowiem wypadało rozpoczęcie roku szkolnego, a co za tym idzie, rozpoczęcie nowego życia.

~

Jak widać mam bardzo prosty styl pisania. Pomysł na fabułę jest równie prosty co konstrukcja rosyjskiego cepa, więc nie liczcie na jakieś wielkie zawiłości i oryginalność. Postaram się przedstawić jednak wszystko tak, aby wydało się interesujące. Za błędy przepraszam, ale nie betuje swoich opowiadań.
Pozdrawiam.